Oda do Kanji

kanjiZapy­tałem kiedyś Japończy­ka, co sądzi o tym, że Kore­ańczy­cy zaprzes­ta­ją uży­wa­nia znaków chińs­kich, a on mi odpowiedzi­ał, że nie rozu­mie Kore­ańczyków; no bo jak moż­na pisać bez znaków chińs­kich! Na cześć tej roz­mowy napisałem ten wiersz:

Licznie rodz­inę swo­ją rozmnożyły.
Ich ksz­tał­ty bujne, wydźwięk jakże miły.
Gęs­to splata­ją w obję­ci­ach ramiona.
Moc ich nieskończona.

Między kana­mi swo­je wiodą życie.
Błyszczą w ich tłu­mie – łat­wo je dojrzycie.
Na nich się treś­ci każdy wspiera wątek.
W nich tkwi początek.

Bez nich się słowa miazmą pokrywają,
Pędzą na oślep pustych dźwięków zgrają.
Bez nich poję­cia pośród znaczeń błądzą.
Te zna­ki rządzą!

A kto się grafom tym kła­ni­ać nie będzie
I w kan darem­nych zechce trwać obłędzie,
Ten się roztrza­s­ka bez skał i bez bandżi.
O, boskie kanji!